Rzecz dla uważnego obserwatora. Na pierwszym planie wiata przystankowa – z tych najnowszych, odpicowanych, które swoją bezczelną  nieskazitelnością aż się proszą o pobazgrolenie sprayem i ponaklejanie kartek z ważnymi przekazami, typu: „sprzedam działkę”, „pranie dywanów” czy „angielski tanio”.

Więc co my tu mamy? Z lewej strony, na rozkładzie jazdy, równe, ładne, czarne pismo prymusa – treść znana tylko jemu, centralnie – większy rozmach i fantazja: żółte esy-floresy, biegnące bez ładu i składu, byle zająć jak najwięcej czystej przestrzeni, byle zagarnąć dla chaosu jak najobszerniejszy fragment bezwstydnie nowej szyby (treść również żadna). A gdzie jest tytułowe 3D, spytacie.  Proszę wytężyć wzrok, „przebić” nim szklaną taflę wiaty i podążyć w głąb obrazka – tam, gdzie jasnofioletowym wężykiem anonimowy artysta-grafik-pisarz ozdobił daszek kiosku.  Co wprawniejsze oko wyłowi zapewne pojedyncze litery.  A przekaz? Sorry, mniejsza o przekaz.

I oto nasze psudograffiti 3D. Wielość planów, wielość kolorów, nakładanie się planów… Jakież to przemyślane, głębokie, wyrafinowane, chciałoby się rzec…

Tia…